Czym się ta Tokarczuk chwali? Ja też kiedyś spotkałem Szymborską
To było na samym początku studiów. Rok 1995. Jadłem kebaba pod Bagatelą w Krakowie. Podeszła do mnie starsza Pani. Zapytała: co to? Odpowiedziałem. Kupiła. Jedliśmy razem. Rozmawialiśmy o pogodzie. Obok wejścia do pobliskiej księgarni ktoś grał na gitarze: to była Olga Tokarczuk. Zabrzmiały nuty piosenki: konik, z drzewa koń na biegunach. Podszedł do niej starszy mężczyzna, zaczął śpiewać. To był Czesław Miłosz. Filmował to kamerą VHS Andrzej Wajda. Mężczyzna w okrągłych okularach krzyczał do chłopca na rowerze: Oskar! No chodź do mnie! Już ida! - odpowiedział chłopiec. W pobliskim kantorze wymieniał dolary na złote Lech Wałęsa. Jakiś facet specjalnie gonił polewaczkę by go popryskała, cały mokry mówił do kolegi: Powiem żonie, że na Brackiej padał deszcz. Zamyślony chemik z Frankfurtu niósł w siatce karpia, kupionego w pobliskiej centrali rybnej na Karmelickiej. Zdawało mu się, że karp śpiewa do niego: samotność to straszna trwoga. Krótko ostrzyżona brunetka spod Chrzanowa robiła na szydełku skarpetkę w oczekiwaniu na swoją kolej w Urzędzie Wojewódzkim. Rok później zobaczyłem starszą panią na ekranie TV. Tak to była ona. Odbierała Nagrodę Nobla.
Pan poeta, pan poeta
OdpowiedzUsuń