piątek, 3 października 2025

Heilbronerstrasse

 


Marcel wracał po 2 miesiącach pracy w Niemczech. Odbijał azbest z elewacji ale udawał przed znajomymi, że pracuje przy testach oprogramowania. Jasnoniebieskie brudne jeansy i spocony zielony podkoszulek to wszystko co miał na sobie w upał. Plecak miał pełen brudnej bielizny a w papierowej torbie w ręce kilka takich samych zestawów prezentowych: reklamówka z Aldi a w niej, piwo Perlenbacher , misie Haribo,  proszek OMO, resorak i czekolada Milka, kawa Dalmayr. Cały czas miał przekonanie, że rzuci tym ludzi na kolana jakby dalej żył w latach 80-tych.


Wyrzucił do śmietnika kilka butelek zwrotnych po napojach, których by nie sprzedał w Polsce.


Na dworcu Dresden Neustadt jak co roku na przesiadkę miał 3 minuty, choć według rozkładu 10. Pociąg z Hof był zawsze spóźniony. Na szczęście pociąg do Goerlitz odchodził z tego samego peronu po przeciwnej stronie. Tym razem nie biegł, wiedział, że zdąży, a nawet gdyby nie, nie zależało mu. Niemcy były jego drugą ojczyzną. Miał niemiecki numer podatkowy, konto w €uro i pracę w światowym koncernie. 


Spokojnie zajął miejsce w pociągu z napędem diesla i jak zwykle ruszył plecami do kierunku jazdy. Nie lubił tego ale już nie miał siły się przesiąść. Tym razem nie wyjął z plecaka Bilda, zawsze gdy przeglądał niemiecką gazetę zaczepiało go milion ludzi. Mózg Marcela nie był wybitnie wyćwiczony w językach obcych na słuch. Wolał czytać, mówić, pisać. 


Pociąg dotarł go Goerlitz, stąd do Wrocławia odchodził już pociąg polski. Koleje Dolośląskie nie przynosiły wstydu. Wygodne wagony, miła obsługa. Wrażenie psuły zepsute automaty biletowe w wagonach. 


Między Węglińcem a Małomicami zaczął drzemać. Sen przerodził się we wspomnienie. Olimpia, Niemka, mulatka z którą spędził wiele czasu w pracy i po pracy na rozmowach które były dla niego terapi pytała go we śnie jaki jest ideał jego kobiety. Zawsze chodziła ubrana w czarne legginsy i puchaty sweter, biały lub różowy. Trochę jak Barbie. Nie wiedział co odpowiedzieć. Albo wiedział ale nie chciał zdradzić, że lubi blondynki. Dziwnie by Olimpia wyglądała zafarbowana na blond. Przyciągałaby uwagę.  


Ze snu wyrwał go damski, uprzejmy głos: - Proszę przygotować bilety do kontroli – otworzył oczy. Nad nim w mundurze kolejowym stała dwudziesto paroletnia blondynka, piegowata, z krótko przyciętymi włosami. Pokazał jej bilet. Spał dalej. We śnie pędził autostradą na Hannover, deszcz, zimno, korek. Ostre hamowanie. Kłótnia w busie, przyjazd na parking. Zagniewani wchodzimy na budowę. Zaraz Wrocław. Czas wstawać. Moralne krasnale nie będą mu dyktować zasad życia. – Prawo moralne we mnie, niebo gwiaździste nade mną – pomyślał. 


Marcel, żałował że tym razem nie jedzie przez Żagań. To dopiero następnym razem. W marcu minie 80 lat od „Wielkiej Ucieczki” znanej szerzej z filmu „The great escape”. Jeńcy uciekają z obozu kopiąc tunel. Ci schwytani przez Gestapo zostaną zbrodniczo rozstrzelani. Bezbronni, niewinni, za to że przerobili mundury na cywilne ubrania. Marcel wyjął telefon. Zaczął grać w Tetrisa. On tez obchodzi w przyszłym roku, w czerwcu okrągłe – 40 urodziny. Powstał w Moskwie, napisany przez fizyków z akademii nauk rozszedł się po mieście jak błyskawica. Licencję na niego kupili zafascynowani grą biznesmeni z zachodu. 


Marcel wysiadł we Wrocławiu. Po ulicach mknęły niebieskie tramwaje. Na murku nad Odrą ktoś napisał sprayem „Wisła Pany”. We Wrocławiu spędzi tylko noc. 


Już bez brudnego prania na drugi dzień przyszedł na wrocławski dworzec. Wypił kawę w McDonaldsie i zagrał w KENO w kiosku. Wsiadł do pociągu AAAA! - krzyknął Marcel. - Co się stało? - zapytał konduktor. Marcel spostrzegł, ze kupił bilet na trasie Wrocław-Krzyki - Gdańsk-Wrzeszcz, a planował wysiąść w Sopocie. – To najgłośniejsza trasa w Polsce pomyślał. – Nic nieszkodzi, może Pan te dwa przystanki podjechać – uspokoił Marcela konduktor. Es

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz