O godzinie 00:47 Albert Marteen nagle się obudził i nie było
to przebudzenie miłe. Wystraszył go dźwięk drukarki, która nagle zaczęła pracować
za ścianą. Gdy wyskoczył z łóżka i
dobiegł do niej, stojącej na szafce w przedpokoju, uspokoił się. Migające diody
uświadomiły mu, że w mieszkaniu nie ma włamywaczy a całe zamieszanie spowodował
sprzęt płatający figle.
Spojrzał za okno mieszkania. Z drugiego piętra było widać
ul. Strzelców pokrytą mrokiem. Od kilku tygodni na krakowskich ulicach gaśnie
światło równo o północy. Władze miasta
doszły do wniosku, że skoro jest epidemia i nie ma turystów, to po co światło ma
świecić na opustoszałe ulice. Policja w Krakowie była innego zdania, ale
krakowskie centusiostwo zwyciężyło. Szkoda, że prezydent Majchrowski nie
zwolnił paru zbędnych urzędników. Widocznie centusiem jest tylko w 50%.
Albert spojrzał na kalendarz. Był 1 maja. Na kartce oprócz
daty i czasu wschodu i zachodu słońca i księżyca widniało motto Michała Choromańskiego:
Pech ma w ogóle muzykalne ucho i lubi się rytmicznie powtarzać. Data była
aktualna. Kartkę z 30 kwietnia zerwał już po południu.
Albert sprawdził czy drzwi do mieszkania są dobrze
zamknięte, wyszedł na balkon, oświetlony tylko dwiema solarnymi lampkami,
wbitymi w doniczkę ze szczypiorkiem, powoli już przygasającymi. Wyrzucił przez
balustradę gałązki, które gołębie znoszą w trakcie dnia. Konsekwentnie nie
pozwala im założyć gniazda, nie będzie tu programu Rodzina na Swoim i ptasiego
500+.
Przy okazji wszedł do toalety, nie zapomniał potem umyć rąk
w łazience i powoli już zmierzał z powrotem do łóżka. Spojrzał na drukarkę i tu
nastąpiło zaskoczenie: ze szczeliny wystawało kilka kartek. Był przekonany, że
nocne harce drukarki to mieszanie toneru, z powodu niskiego poziomu w zasobniku
albo efekt fałszywego impulsu, bez konkretnego efektu. Ale ze szczeliny
wyraźnie wystawało kilka zadrukowanych drobnym maczkiem kartek.
Zabrał je do łóżka, zaczął czytać: Droga Alicjo…
Jaka Alicjo? - Co to
za tekst – zadał sobie pytanie. Gdy czytał dalej uświadomił sobie, że to nie
tekst z pliku, z jednego z jego komputerów ani telefonu. - Skąd wziął się jednak
w mojej drukarce? – zadał sobie pytanie. - Czy komputer, któregoś z sąsiadów
połączył się z drukarką przez bluetooth? - spekulował. To było najbardziej
prawdopodobne wytłumaczenie.
Z trzech kartek ostatnia zadrukowana była zaledwie w górnym
skrawku. To zaledwie 7 linijek. Ostatni widoczny akapit brzmiał: Wiem, że
między nami nie ma już uczucia, spotykamy się z przyzwyczajenia i braku pomysłu
na życie. Powinniśmy się rozstać. Lepiej być samemu, niż się męczyć. Zostaniemy
przyjaciółmi? Raczej nie. Wątpię. Tylko
znajomymi. Ale przecież moż… - tu tekst się urywał. Albert Zgasił lampkę nad
łóżkiem, resztę postanowił przeczytać rano.
Od 13 marca siedzi w Krakowie.
Jego brukselskie biuro jest zamknięte. Z szefem, współpracownikiem agencji
podlegającej bezpośrednio Komisji Europejskiej łączy się przez Skype. Z tego
powodu musi ścielić co ranek łóżko, by nie było widoczne w tle. Postawił też na
półce książkę Donalda Tuska, by szef który go bardzo ceni to docenił a żarty
jakie Albert sobie stroi z Donalda Tuska, choć też go ceni, uznał tylko za
żarty a nie wyraz niechęci. Ostatni dowcip o Donaldzie Tusku dotyczył
dzieciństwa szefa EPP. Mały Donald oglądał w nim serial „Czterej Pancerni i
Pies” i pytał mamy: czy oni zabili dziadka? Dalej było bardziej zabawnie ale
nie zdążył opowiedzieć żartu do końca podczas spotkania w Hotelu Europejskim,
bo szef udając, że się spieszy wybrał na
iphone numer telefoniczny europosłanki Urszuli Rybczyńskiej i zadeklarował, że
już zmierza na umówione wcześniej spotkanie. Albert czuł niesmak. Po raz
kolejny zastanawiał się, czy wszystko co myśli musi mówić lub pisać.
Albert lubi absurdalne historie, humor i prowokacje, jednak
często spotyka się z agresywnym odbiorem i brakiem zrozumienia jego żartów,
pytań czy komentarzy. Nie może nikogo poza sobą o to jednak winić. Kto ma
wiedzieć, gdzie tu drugie dno? Może powinien zaczynać swoje wypowiedzi od
wielkiego ostrzeżenia: UWAGA! ŻART! IRONIA! PROWOKACJA! ?
Obudził się o 8. Równo co do sekundy. TO nie zasługa jego
zegara biologicznego a radia ustawionego na tą godzinę. W TOK FM Dominika
Wielowiejska łączyła się z Piotrem Semką. Dyskutowali o jakiejś publikacji z
tygodnika Sieci. Albert nie wiedział o co chodzi. Podszedł do biurka. Włączył komputer HP,
który kupił na wyprzedaży w Straży Granicznej.
Ustawił w YouTube kilka filmów z ulubionych kanałów do obejrzenia w
kolejce. Ten rytuał powtarzał się każdego ranka. Zaczął czytać kartki, które
zostawił w nocy na biurku.
CDN
oj, z jajem napisane! czekamy na dalszy ciąg
OdpowiedzUsuń