piątek, 1 maja 2020

Drukarka


O godzinie 00:47 Albert Marteen nagle się obudził i nie było to przebudzenie miłe. Wystraszył go dźwięk drukarki, która nagle zaczęła pracować za ścianą.  Gdy wyskoczył z łóżka i dobiegł do niej, stojącej na szafce w przedpokoju, uspokoił się. Migające diody uświadomiły mu, że w mieszkaniu nie ma włamywaczy a całe zamieszanie spowodował sprzęt płatający figle.
Spojrzał za okno mieszkania. Z drugiego piętra było widać ul. Strzelców pokrytą mrokiem. Od kilku tygodni na krakowskich ulicach gaśnie światło równo o północy.  Władze miasta doszły do wniosku, że skoro jest epidemia i nie ma turystów, to po co światło ma świecić na opustoszałe ulice. Policja w Krakowie była innego zdania, ale krakowskie centusiostwo zwyciężyło. Szkoda, że prezydent Majchrowski nie zwolnił paru zbędnych urzędników. Widocznie centusiem jest tylko w 50%.
Albert spojrzał na kalendarz. Był 1 maja. Na kartce oprócz daty i czasu wschodu i zachodu słońca i księżyca widniało motto Michała Choromańskiego: Pech ma w ogóle muzykalne ucho i lubi się rytmicznie powtarzać. Data była aktualna. Kartkę z 30 kwietnia zerwał już po południu.
Albert sprawdził czy drzwi do mieszkania są dobrze zamknięte, wyszedł na balkon, oświetlony tylko dwiema solarnymi lampkami, wbitymi w doniczkę ze szczypiorkiem, powoli już przygasającymi. Wyrzucił przez balustradę gałązki, które gołębie znoszą w trakcie dnia. Konsekwentnie nie pozwala im założyć gniazda, nie będzie tu programu Rodzina na Swoim i ptasiego 500+.
Przy okazji wszedł do toalety, nie zapomniał potem umyć rąk w łazience i powoli już zmierzał z powrotem do łóżka. Spojrzał na drukarkę i tu nastąpiło zaskoczenie: ze szczeliny wystawało kilka kartek. Był przekonany, że nocne harce drukarki to mieszanie toneru, z powodu niskiego poziomu w zasobniku albo efekt fałszywego impulsu, bez konkretnego efektu. Ale ze szczeliny wyraźnie wystawało kilka zadrukowanych drobnym maczkiem kartek.
Zabrał je do łóżka, zaczął czytać: Droga Alicjo… 
Jaka Alicjo?  - Co to za tekst – zadał sobie pytanie. Gdy czytał dalej uświadomił sobie, że to nie tekst z pliku, z jednego z jego komputerów ani telefonu. - Skąd wziął się jednak w mojej drukarce? – zadał sobie pytanie. - Czy komputer, któregoś z sąsiadów połączył się z drukarką przez bluetooth? - spekulował. To było najbardziej prawdopodobne wytłumaczenie.
Z trzech kartek ostatnia zadrukowana była zaledwie w górnym skrawku. To zaledwie 7 linijek. Ostatni widoczny akapit brzmiał: Wiem, że między nami nie ma już uczucia, spotykamy się z przyzwyczajenia i braku pomysłu na życie. Powinniśmy się rozstać. Lepiej być samemu, niż się męczyć. Zostaniemy przyjaciółmi? Raczej nie. Wątpię.  Tylko znajomymi. Ale przecież moż… - tu tekst się urywał. Albert Zgasił lampkę nad łóżkiem, resztę postanowił przeczytać rano.
 Od 13 marca siedzi w Krakowie. Jego brukselskie biuro jest zamknięte. Z szefem, współpracownikiem agencji podlegającej bezpośrednio Komisji Europejskiej łączy się przez Skype. Z tego powodu musi ścielić co ranek łóżko, by nie było widoczne w tle. Postawił też na półce książkę Donalda Tuska, by szef który go bardzo ceni to docenił a żarty jakie Albert sobie stroi z Donalda Tuska, choć też go ceni, uznał tylko za żarty a nie wyraz niechęci. Ostatni dowcip o Donaldzie Tusku dotyczył dzieciństwa szefa EPP. Mały Donald oglądał w nim serial „Czterej Pancerni i Pies” i pytał mamy: czy oni zabili dziadka? Dalej było bardziej zabawnie ale nie zdążył opowiedzieć żartu do końca podczas spotkania w Hotelu Europejskim, bo szef  udając, że się spieszy wybrał na iphone numer telefoniczny europosłanki Urszuli Rybczyńskiej i zadeklarował, że już zmierza na umówione wcześniej spotkanie. Albert czuł niesmak. Po raz kolejny zastanawiał się, czy wszystko co myśli musi mówić lub pisać.
Albert lubi absurdalne historie, humor i prowokacje, jednak często spotyka się z agresywnym odbiorem i brakiem zrozumienia jego żartów, pytań czy komentarzy. Nie może nikogo poza sobą o to jednak winić. Kto ma wiedzieć, gdzie tu drugie dno? Może powinien zaczynać swoje wypowiedzi od wielkiego ostrzeżenia: UWAGA! ŻART! IRONIA! PROWOKACJA! ?
Obudził się o 8. Równo co do sekundy. TO nie zasługa jego zegara biologicznego a radia ustawionego na tą godzinę. W TOK FM Dominika Wielowiejska łączyła się z Piotrem Semką. Dyskutowali o jakiejś publikacji z tygodnika Sieci. Albert nie wiedział o co chodzi.  Podszedł do biurka. Włączył komputer HP, który kupił na wyprzedaży w Straży Granicznej.  Ustawił w YouTube kilka filmów z ulubionych kanałów do obejrzenia w kolejce. Ten rytuał powtarzał się każdego ranka. Zaczął czytać kartki, które zostawił w nocy na biurku.

CDN

1 komentarz: