Drukarka
(alternatywny dziennik czasów pandemii)
(alternatywny dziennik czasów pandemii)
Achtung! Utwór
zawiera wątki autobiograficzne. Zbieżność nazwisk i postaci nieprzypadkowa ;)
Halo! Tu Ziemia¡
Mam message dla wszystkich
Straciliście twarz
Zasłońcie ją bezwstydnicy
Mam message dla wszystkich
Straciliście twarz
Zasłońcie ją bezwstydnicy
Piątek
Ważne jest nie to, co
możemy zrobić, lecz to, co zrobić musimy – Karol Dickens
O godzinie 00:47 Albert Marteen nagle się obudził i nie było
to przebudzenie miłe. Wystraszył go dźwięk drukarki, która nagle zaczęła
pracować za ścianą. Gdy wyskoczył z
łóżka i dobiegł do niej, stojącej na szafce w przedpokoju, uspokoił się.
Migające diody uświadomiły mu, że w mieszkaniu nie ma włamywaczy a całe
zamieszanie spowodował sprzęt płatający figle.
Spojrzał za okno mieszkania. Z drugiego piętra było widać
ul. Strzelców pokrytą mrokiem. Od kilku tygodni na krakowskich ulicach gaśnie
światło równo o północy. Władze miasta
doszły do wniosku, że skoro jest epidemia i nie ma turystów, to po co światło
ma świecić na opustoszałe ulice. Policja w Krakowie była innego zdania, ale
krakowskie centusiostwo zwyciężyło. Szkoda, że prezydent Majchrowski nie
zwolnił paru zbędnych urzędników. Widocznie centusiem jest tylko w 50%.
Albert spojrzał na kalendarz. Był 1 maja. Na kartce oprócz
daty i czasu wschodu i zachodu słońca i księżyca widniało motto Michała Choromańskiego: Pech ma w ogóle muzykalne
ucho i lubi się rytmicznie powtarzać. Data była aktualna. Kartkę z 30
kwietnia zerwał już po południu.
Albert sprawdził czy drzwi do mieszkania są dobrze
zamknięte, wyszedł na balkon, oświetlony tylko dwiema solarnymi lampkami,
wbitymi w doniczkę ze szczypiorkiem, powoli już przygasającymi. Wyrzucił przez
balustradę gałązki, które gołębie znoszą w trakcie dnia. Konsekwentnie nie
pozwala im założyć gniazda, nie będzie tu programu Rodzina na Swoim i ptasiego
500+.
Przy okazji wszedł do toalety, nie zapomniał potem umyć rąk
w łazience i powoli już zmierzał z powrotem do łóżka. Spojrzał na drukarkę i tu
nastąpiło zaskoczenie: ze szczeliny wystawało kilka kartek. Był przekonany, że
nocne harce drukarki to mieszanie toneru, z powodu niskiego poziomu w zasobniku
albo efekt fałszywego impulsu, bez konkretnego efektu. Ale ze szczeliny
wyraźnie wystawało kilka zadrukowanych drobnym maczkiem kartek.
Zabrał je do łóżka, zaczął czytać: Droga Alicjo…
Jaka Alicjo? - Co to
za tekst – zadał sobie pytanie. Gdy czytał dalej uświadomił sobie, że to nie
tekst z pliku, z jednego z jego komputerów ani telefonu. - Skąd wziął się
jednak w mojej drukarce? – zadał sobie pytanie. - Czy komputer, któregoś z
sąsiadów połączył się z drukarką przez bluetooth? - spekulował. To było
najbardziej prawdopodobne wytłumaczenie.
Z trzech kartek ostatnia zadrukowana była zaledwie w górnym
skrawku. To zaledwie 7 linijek. Ostatni widoczny akapit brzmiał: Wiem, że
między nami nie ma już uczucia, spotykamy się z przyzwyczajenia i braku pomysłu
na życie. Powinniśmy się rozstać. Lepiej być samemu, niż się męczyć. Zostaniemy
przyjaciółmi? Raczej nie. Wątpię. Tylko
znajomymi. Ale przecież moż… - tu tekst się urywał. Albert Zgasił lampkę nad
łóżkiem, resztę postanowił przeczytać rano. Jeszcze tylko chwilę pomedytował
przed snem. Związek zawodowy psychiatrów wystawił mu wilczy bilet do gabinetów
psychoterapeutycznych, gdy po pierwszej wizycie u terapeuty ten wyskoczył przez
okno z 11 piętra przeszklonego biurowca na obrzeżach Krakowa, na szczęście
historia nie miała dramatycznego finału bo wpadł na sam środek dachu
zaparkowanego pod budynkiem dostawczaka. Tylko medytacja mu pozostała, by
poukładać w głowie puzzle myśli i emocji, które czasem przypominały klocki
Tetrisa obsesyjnie zmierzające w jedną stronę, a które miał szansę do siebie
logicznie dopasować obracając je jak kota ogonem.
Od 13 marca siedzi w
Krakowie. Jego brukselskie biuro jest zamknięte. Z szefem, współpracownikiem
agencji podlegającej bezpośrednio Komisji Europejskiej łączy się przez Skype. Z
tego powodu musi ścielić co ranek łóżko, by nie było widoczne w tle. Postawił
też na półce książkę Donalda Tuska, by szef który go bardzo ceni to docenił a
żarty jakie Albert sobie stroi z Donalda Tuska, choć też go ceni, uznał tylko
za żarty a nie wyraz niechęci. Ostatni dowcip o Donaldzie Tusku dotyczył
dzieciństwa szefa EPP. Mały Donald oglądał w nim serial „Czterej Pancerni i
Pies” i pytał mamy: czy oni zabili dziadka? Dalej było bardziej zabawnie ale
nie zdążył opowiedzieć żartu do końca podczas spotkania w Hotelu Europejskim,
bo szef udając, że się spieszy wybrał na
iphone numer telefoniczny europosłanki Urszuli Rybczyńskiej i zadeklarował, że
już zmierza na umówione wcześniej spotkanie. Albert czuł niesmak. Po raz
kolejny zastanawiał się, czy wszystko co myśli musi mówić lub pisać.
Albert lubi absurdalne historie, humor i prowokacje, jednak
często spotyka się z agresywnym odbiorem i brakiem zrozumienia jego żartów,
pytań czy komentarzy. Nie może nikogo poza sobą o to jednak winić. Kto ma
wiedzieć, gdzie tu drugie dno? Może powinien zaczynać swoje wypowiedzi od
wielkiego ostrzeżenia: UWAGA! ŻART! IRONIA! PROWOKACJA! ?
Sobota
Tak, jak rdza zżera
metal, tak też zazdrosnych zżera zazdrość – Antyfanes
Obudził się o 8. Równo co do sekundy. To nie zasługa jego
zegara biologicznego a radia ustawionego na tą godzinę. W TOK FM Dominika
Wielowiejska łączyła się z Piotrem Semką. Dyskutowali o jakiejś publikacji z
tygodnika Sieci. Albert nie wiedział o co chodzi. Podszedł do biurka. Włączył komputer HP,
który kupił na wyprzedaży w Straży Granicznej.
Ustawił w YouTube kilka filmów z ulubionych kanałów do obejrzenia w
kolejce. Ten rytuał powtarzał się każdego ranka. Zaczął czytać kartki, które
zostawił w nocy na biurku. Ktoś pisał, że kocha Alicję, że przeprasza za zbyt
mało empatii i inteligencji emocjonalnej, że wie jak dalej będzie rozwijał się
ich związek. Ostatnie słowa były cytatem z rozmowy kolegi ze swoją dziewczyną,
z którą zrywał a co autor listu mu odradzał.
Kim jest Alicja? Czy widziałem ją tu na osiedlu? Może
mieszka w mojej klatce? – zaczął zastanawiać się Albert. A może autor listu do
niej gdzieś jeździ? Teraz, jak będę szedł po schodach i ulicach każda będzie
podejrzana, że jest Alicją , a każdy facet o autorstwo listu.
Poniedziałek
Nie oczekujcie na sąd
ostateczny, odbywa się on na co dzień – Albert Camus
Albert spotkał Maćka. Maciek, to sąsiad z bloku obok.
Poznali się jak zasiadali razem w komisji wyborczej jesienią. Wtedy opozycja
wygrała minimalnie wybory do Sentatu. - Wiesz co mówi Hołownia rano do żony? –
zagadał Maciek. - Wylatuj mi z chałupy migiem – dopowiedział nie czekając. Żona
pretendenta do fotela prezydenta jest pilotką MIG-a 29. Albert lubi takie
niespodziewane żarty Maćka. Maciek jest trochę zagubiony w poglądach politycznych.
Mimo, że jest pracownikiem banku, bardzo dobrym ekonomistą i inteligentnym
człowiekiem jego spojrzenie na politykę jest trochę naiwne. Albert zastanawiał
się czy opowiedzieć Maćkowi o przygodzie z drukarką. Pomyślał: zaryzykuję.
Pokazał Maćkowi kartki, opowiedział w skrócie o co chodzi. Maciek zaciekawiony
przeczytał. – Nie znam żadnej Alicji – powiedział. – Ciekawe kto, to jest? –
zaczął się zastanawiać. Rozeszli się bo przyjechał autobus linii 192, na który
Maciek się spieszył.
Albert wrócił do domu, otworzył sardynki, niezdarnie rzucił
je na bułkę, dorzucił białego sera. Usiadł przy biurku, przejrzał Facebooka.
Zadumał się nad losem Ojczyzny. –Schetyno! Wracaj na pokład! – napisał na
Twitterze. Albert jest fanatycznym wyznawcą Grzegorza Schetyny. Ceni go za
talent polityczny i przebiegłość. Żałuję, że PO postawiła na Budkę i
Kidawę-Błońską, których uważa za polityków niepełnosprawnych intelektualnie, by
nie rzec nie z pełna rozumu. Dziwi się, że sztabowcy Kidawy podkreślają, że
jest wnuczką Prezydenta II RP Wojciechowskiego. – Czy to jakaś złośliwość wobec
Donalda Tuska, którego dziadek nie był Prezydentem RP? – zamyślił się.
Z letargu wyrwał go telefon. Dzwoniła Zuza. Studentka
psychologii UJ. Zuzę poznał jesienią na szkoleniu z marketingu na Instagramie. Zuza jest utalentowaną fotografką. Albert
podziwia jej subtelne zdjęcia i spostrzegawczość. Dorabia do czesnego robieniem
zdjęć na ślubach i instagramowymi
kampaniami. Jako modelka dała się sfotografować w jesiennej sesji marki
HM, ruda, szczupła dziewczyna patrzyła całą zimę na Kraków z wyświetlacza na
budynku Teatru Bagatela, ubrana w łososiowy płaszcz, szary golf, legginsy i
srebrne kozaki. Zuza lubi z kolei, technicznie niedoskonałe lecz zawsze celne
reportersko zdjęcia Alberta. Namawia go by coś z nimi robił a nie rozmieniał
się na drobne umieszczając byle gdzie. Zuza źle znosi izolację spowodowaną
koronawirusem. – Czy mogę przeczytać Ci wiersz? – zapytała. – Jestem bardzo
ciekaw – odpowiedział Albert.
Reset świata (Covid-19 rulez)
Termin przydatności
Ziemi minął
Poinformował producent
Możecie zwrócić do
producenta
Lub skonsumować na
własne ryzyko
Przywrócono ustawienia
fabryczne
Skasowano pamięć
podręczną
Uruchomiono urządzenie
ponownie
Wymagane ponowne
logowanie
Czy jest kopia
zapasowa?
Covid ergo sum
To wszystko? – zapytał Albert. – Tak – odpowiedziała Zuza. –
Źle mi w izolacji. Piszę by zabić czas, nudę -. Zuza nie musi martwić się o
pieniądze, rodzice są właścicielami browaru. Zuza pomaga w marketingu. Raz dla
żartu pomogła na festynie jako hostessa. – Dziękuję Ci za ten wiersz – szczerze
odpowiedział Albert. Muszę niestety kończyć, jeszcze wieczorem mam parę spraw
do załatwienia -. Albert tego wieczora miał przygotować parę papierów dla
szefa. Nie mógł zabrać się do pracy. Wziął do ręki jeden z prawicowych
tygodników z przed paru miesięcy.
Zatrzymał wzrok na listach do redakcji, zaczął czytać:
List otwarty Olgi
Martyniuk do Zenona Tokarczuka
Szanowny Panie Profesorze, Stryju! Niepokój wkradł się pod
naszą strzechę. I nie o koronawirusa idzie. Żyjemy sobie z Mietkiem spokojnie,
kupiliśmy nawet ostatnio elektryczną maszynkę do robienia papierosów by na
tytoniu zaoszczędzić. Dzięki temu zostanie więcej z 500+ i będziemy mogli
posłać dzieci do technikum o profilu Disco Polo w Tłuszczu. Rosną nam pociechy,
aż miło popatrzeć. Chcemy by wyrosły na patryjotów i dobrych Polaków, którzy
szanują księdza, władzę i Żołnierzy Wyklętych.
Zdziwiło nas czemu został odwołany tak nagle Jacek Kurski?
-przyjaciel bratanka mojego Zenka, naszego ulubionego artysty. Czemu została
zachwiana harmonia i zburzony spokój? Czy będzie Sylwester w Zakopanem? Czy będzie odebrana nam radość? Czy to nie
atak na Dobrą Zmianę z wewnątrz? Kto zdradził? Kto jest przeciw nam?
Zenek chodzi zafrasowany. Czy to prawda, że Pani Prezydentowa
nie lubi disco-polo? Wydaje się równą babką, Prezes ją lubi. Fajnie się ubiera.
Co Pan o tym sądzi Panie Profesorze? Wytłumacz nam świat
Stryju!
Z poważaniem, zawsze wierna
Olguśka
Odpowiedź prof.
Tokarczuka
Najdroższa Olgo, na wstępie pragnę pozdrowić Ciebie i całą
Twoją rodzinę. Radość mnie ogarnia, gdy słyszę jak pociechy rosną.
Pragnę Cie uspokoić. Pani Prezydentowa lubi Disco-Polo.
Ostatnio, gdy razem z Państwem Prezydentostwem przechodziliśmy przez pl.
Imbramowski nieopodal naszej posiadłości, Pani Prezydentowa kupiła płytę
zespołu Boys. Dopiero gdy ją znalazła mogliśmy iść do domów, mimo iż wcześniej
miała już w torebce tom prozy Heinego i
eleganckie kolczyki. Ja niosłem za Panią Prezydentową nowy żakiet, w
którym wystąpiła potem w Końskich podczas uroczystego podpisania ustawy przez
Jej Małżonka.
Droga Olgo. Jak do tego doszło, nie wie, ale przypuszczam
iż, zmiana prezesa TVP wynika z tego, iż wyczerpał się pewien paradygmat
sprawowania zarządu nad tą instytucją. Zaszło swoiste zjawisko dewiacji
semantycznej, które spowodowało, iż przekaz nie trafiał do odbiorcy we właściwy
sposób. Następowało przekłamanie, qui pro quo i dysonans poznawczy. Mam
nadzieję, że wyrażam się klarownie.
Zgodnie z zasadą dialektyki, teraz mamy etap, którego koniecznością
jest synteza. TVP za rządów Jacka Kurskiego była antytezą TVP ery
demoliberalnych „elit”. Ciekawie pisze o tym prof. Zybertowicz.
Teraz nadszedł czas byśmy Polacy ze sobą rozmawiali, jak
pisze nasza Noblistka, a moja Ciotka w Księgach Jakubowych: bo wszyscy Polacy
to jedna rodzina, stary i młody, chłopak i dziewczyna. A może gdzieś to w TV
słyszałem? Nieważne. Znajdujemy się w trudnym semantycznie momencie. Bycie
Polakiem nabiera nowych znaczeń. Wyhamuj proszę emocje i włącz się w budowanie
wspólnoty narodowej. Włącz optymizm.
Twój kochający chrzestny
Prof. Dr hab. Nauk humanistycznych Zenon Tokarczuk, doradca
Prezydenta RP
Odłożył gazetę. Za oknem jezdnię zmywała pomarańczowa
wielofunkcyjna ciężarówka z napisem MPO. Mogła być zarówno polewaczką jak i
śmieciarką. Mogła też zamiatać ulicę. Na balkonie w doniczce pod sufitem
gołębiom udało się jednak założyć gniazdo. Wysiadują całą dobę jajka. Zrobił w
Excelu zamówione przez szefa tabelki, napisał pismo, wysłał maila. Prysznic,
pizza, piwo i położył się spać. Obejrzał powtórkę programów z całego dnia w
TVN24. Przed północą stojący na szafce obok biurka zegar, sterowany sygnałem
radiowym z Frankfurtu zaczął nastawiać godzinę. Zrobił prawie pełne 12 obrotów.
Zatrzymał się na 11:54. Albert w dzień wymieniał w nim baterię ale zegar
przeważnie nocą łapał sygnał. Usnął nawet nie wiedział kiedy, pilot do
telewizora spadł mu z ręki na podłogę.
Wtorek
Lepsza przyjaźń
jednego człowieka rozumnego niż wszystkich głupców - Demokryt
Obudził się po 8. Otworzył gmaila. Znalazł list od Józefa,
dr matematyki, przyjaciela z Sopotu, któremu żalił się na trudy kwarantanny.
Józef krótko robił karierę naukową. Frustrowały go niskie zarobki, w końcu
rzucił uczelnię i założył firmę zajmującą się rybołówstwem, dużych pieniędzy dorobił
się na wysyłaniu sardynek do Bostonu przez cargo we Frankfurcie nad Menem.
Miejscowi restauratorzy robią z nich cuda. Pieniądze zrekompensowały mu samotne
tygodnie, w których wpatrywał się w pustą długimi godzinami sieć. Pisał:
Drogi Marteenie (tego drugiego imienia używał w kontaktach
ze znajomymi)
Marshall McLuhan - kanadyjski socjolog i medioznawca pisał,
że media są przedłużeniem układu nerwowego człowieka na całą Ziemię. Pisał to w
epoce przed internetowej, w której rządziła TV. Zmarł w 1980 r. Dziś jesteśmy
wirtualni. Jesteśmy samym układem nerwowym. Podłączeni do Internetu, z
kamerami, mikrofonami i klawiaturami. Siedzimy osobno. Nie możemy porozmawiać
face to face, przytulić się, wspólnie wypić kawy. Przez Internet też trudno
wyrazić emocje, powiedzieć komuś: kocham Cię, podobasz mi się, chciałbym się z
Tobą spotkać i lepiej poznać. Przekaz jest płaski. O tym też pisał McLuhan. Bo
Internet to medium zimne, nie przekazujące kontekstu, w odróżnieniu od mediów
gorących. Za to łatwo wpaść w panikę lub ją wywołać, przypadkowo lub
specjalnie. Nie możemy wyjść na luzie z domu, wsiąść w autobus, wejść do
ulubionej księgarni, kościoła. Zjeść ulubiony kebab, wypić kawę a na koniec
wsiąść do tramwaju byle jakiego i pojechać na Plac Centralny w Nowej Hucie lub
pójść na spacer na molo w Brzeźnie, tak by połazić. Potem naładowanym energią
wrócić do domu, zrobić coś twórczego. Dom nie jest już przytulnym gniazdkiem, z
ulubionymi książkami i płytami, z radiem i telewizorem i ulubionym rodzajem
kawy a więzieniem, w którym sami sobie wydajemy posiłki. To nie strefa komfortu
a komfortowego dyskomfortu. Wyprawa astrą do Urzędu Skarbowego jest pewnie dla
Ciebie jak wyprawa Columbią na Księżyc. I nawet tego stanu nie warto
dziennikarsko relacjonować. Bo to co przydarzyło się jest nienormalne ale
dotknęło wszystkich. Czy nie tak myślisz?
Trzymaj się mocno
Józef Leszek Malinnowski
Poczuł się pocieszony. Odłożył kubek z autografem Radosława
Sikorskiego na podstawkę. Za tą służyła mu tarcza polerująca do wiertarki,
którą kupił w pobliskim OBI. Kwarantanna odebrała mu okazję do umówienia się na
randkę z Pauliną. Poznali się rok temu, na tym samym szkoleniu co z Zuzą.
Instagram przyciąga różne osoby, każdy się tym interesuje, choć powody są
różne. Paulina skończyła farmację na UJ. Ale chce rozkręcać własny biznes w
innej dziedzinie, jeszcze nie wie jakiej. Na studia przyjechała z Tarnopola.
Już prawie płynnie mówi po polsku.
Dzień chciał zacząć od prysznica. Niestety piecyk nie chciał
się uruchomić. Wymienił baterie od iskrownika, nic to nie dało. Znów pewnie
wiatr wwiał spaliny do komina i zadziałał czujnik cofania spalin. Czekać można w takiej sytuacji parę minut lub
nawet cały dzień.
Wyszedł na schody. Przeszedł obok skrzynki na listy. Pusta.
Doszedł do śmietnika. Ktoś napisał sprayem na białych cegiełkach: W getcie pandemii uwięzieni. Uczucia
stłamszone. Więzi zerwane. Obok śmietnika stał biały dostawczy Citroen z
wybitymi szybami. Na fotelu kierowcy gniazdo założyły gołębie. – Czy ptaki nas
zdominują w erze pandemii – pomyślał Marteen. Obok stała jego biała 25 letnia
Astra. Chce ją sprzedać w tym miesiącu, choć auto chodzi jak złoto. Ale
diagnosta jak co roku przyczepi się, że olej z silnika gdzieś tam wycieka, że
tu rdza a tam wytłuczone gumy w zawieszeniu. Drobiazgi ale Marteenowi już nie
chce się tego naprawiać. Jeździ już nią 12 lat. Cała obesrana przez gołębie, co
na białym lakierze wyjątkowo dobrze widać. W śmietniku na betonowej, popękanej
podłodze leżał wielki naddarty plakat: Chuck Norris trzymał na nim trójkątną tekturkę,
na żółtym tle widniał napis: to ja stoję za Hołownią.
Wrócił do domu. Piecyk już działał. Wziął prysznic. Włączył
YouTube’a, w subskrypcjach znalazł nowy film Tomasza Kopyry. Piwny specjalista
masakrował Okocim. Marteen uśmiechnął się. Ostatnio też był zły na piwo z
zieloną etykietą, w którym piana znikła w chwili rozlania. Wyszedł na balkon. Po Rondzie Barei jeździł
traktor z przypiętą kosiarką. – Ciekawe czy w tym roku też posieją na rondzie
słoneczniki – zastanawiał się Marteen. W zeszłym roku wielkie słonecznikowe
koło wyglądało zjawiskowo. Zdjął ze sznurka szarą koszulkę z nadrukiem
wzorowanym na okładce płyty The Wall zespołu Pink Floyd. Na nim, na tle muru
wizerunek ulubionego polityka i napis
takim krojem jak The Wall: murem za Schetyną.
Zanucił pod nosem: - Imagine, że Ziemia jest płaska - na melodię Imagine
Johna Lennona. Zdjął ze sznurka drugą szarą koszulkę, z napisem Konstytucja.
Wszedł do mieszkania.
Znów zatelefonowała Zuza: - Mam kolejny wiersz – oznajmiła.
Nie czekając co powie Marteen zaczęła recytować:
Zachowuję dystans do
samej siebie
2 metry
Do swoich przemyśleń,
pytań i lęków
Do mentalności i
świadomości
Do opinii i osobowości
Do wirusa
niezależności i miłości
Ja też ci coś opowiem. Marteen opowiedział jej historię z drukarką.
– To ja jestem Alicja – powiedziała Zuza. – Ty? – zdziwił się Marteen. – Tak,
chciałam, byś zwrócił na mnie uwagę, kiedyś jak byłam u Ciebie połączyłam się z
Twoją drukarką laptopem. Nocą, kilka dni temu podeszłam pod blok, poczekałam aż
zgasną światła, włączyłam drukowanie, chyba z pół godziny nie mogłam się
połączyć. Dopiero jak Twój sąsiad wyszedł z psem weszłam na klatkę. I wtedy
poszło -. –Dlaczego to zrobiłaś? -. – Kocham Cię Idioto! – powiedziała Zuza. W
tym momencie rozładowała się bateria telefonu, Marteen zapomniał podłączyć go
na noc. Tę rozmowę będą kontynuować kiedy indziej. Bardzo kiedy indziej. Ktoś
zadzwonił do drzwi. W drzwiach stała Zuza. Wylądowali w łóżku. Marteen nie
zapomni tej nocy. Rano gdy się obudził, Zuzy już nie było.
Na Facebooku napisał do niego przyjaciel z pracy, którą
dorywczo w wakacje miał w Niemczech. Porządkowali i przestawiali towar w
magazynach budowlanych. Marian Smartfoniuk to 53 latek z Sejn. Lato czy zima
ubrany w szary sweter w bordowo-czarne romby. – Pamiętasz, jak byliśmy latem w
tej byłej bazie rakietowej nad Morzem Północnym? – napisał. Szkoda, że w czacie
nie widać jego śmiesznego zaciągania. – Pamiętam J
- odpisał. Pogadali o wszystkim i o niczym. Lubili się choć ścieli się dość
mocno, gdy byli w Monachium. W weekend poszli zwiedzać miasto. Całe obwieszone
było tęczowymi flagami. Był tydzień LGBT. Marian złorzeczył na pedałów,
zboczeńców i dewiantów. Marteen pytał: - Czy nie wiesz, że Naziści mordowali
ich w obozach tylko dlatego kim są i jacy są? -.
Środa
Rozkosz jest jak
pszczoła – miodu trochę, a żądła o boleści wiele – Piotr Skarga
Dzwonek do drzwi. Godzina 6.03 na czerwonym wyświetlaczu
zegarka z radiem. Marteen zaspany otwiera. Na korytarzu stoi policjant i
policjantka. Oczywiście w maseczkach. Czarnych. – Czy Pan Albert Marteen de
Rosso Allegro? – zapytała aksamitnym głosem drobna blondynka. – Tak, Albert
Marteen zasadniczo – odpowiedział ochrypłym głosem zaskoczony Marteen. – Jest
Pan aresztowany -. –Dlaczego? -. – Podejrzewamy, że wie Pan gdzie jest
zaginiona Iwona Wieczorek, a kilka lat temu fałszywie Pan zeznał, że nie wie.
Składanie fałszywych zeznań jest przestępstwem – dopowiedział wysoki mulat z
dystynkcjami starszego aspiranta.
Marcin Matuzik
Minęły 3 lata
Albert Marteen de Rosso Allegro opuścił mury więzienia. Nad
ul. Montelupich świeciło słońce, było duszno. Zaraz pewnie spadnie deszcz.
Marteen trzymał w ręce banknot 20€, jaki dostał od władz więzienia przy
zwolnieniu. Na bilet, wino, cokolwiek. Polska w międzyczasie przyjęła €uro. To
nie koniec wyroku jaki dostał początkowo, po apelacji a wcześniej ponownym
śledztwie krakowskiego „Archiwum X” został uniewinniony. To nie on zabił Iwonę
Wieczorek. Sprawcy do dziś są nieschwytani. Znacznie więcej €uro z tytułu
odszkodowania wpłynęło na jego konto. Pod drzewem na pobliskim skwerze czekała
Zuza. Obok niej stał wózek. Albert podszedł do niej: - Witaj - . – Cześć –
odpowiedziała. – To Twoja córka – dodała. – Nie chciałeś mnie widzieć całe te
lata, więc musiałam sama ją ochrzcić i nadać jej imię, wiesz jak się nazywa?
Chcesz wiedzieć? Nazywa się Alicja Schetyna de Rosso Allegro. To dla Ciebie te
imiona -. Albert Marteen rozpłakał się, przytulili się do siebie. Z uścisku
wyrwał ich płacz dziecka. Odeszli w stronę Nowego Kleparza. Wsiedli do tramwaju
jadącego na Długą.
Być człowiekiem to
wystarczający powód by być nieszczęśliwym - Meander
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz