Pędząc przez las do Alwerni ledwo ominąłem łosia, sarnę. A4 była jeszcze kawałek. Drogę zastąpił mi facet w białym kombinezonie. Nie ominąłem. Musiałem zahamować. - Podwiezie mnie Pan? - Wsiadaj - burknąłem wściekły . Zdjął kask. - Przecież to Pan! - krzyknąłem zaskoczony. - Tak. Moje imię z chrztu to Słabosz bo ledwo oddychałem przez pierwsze dwa tygodnie. Miałem nie żyć. Dopiero gdy wypisali mnie ze szpitala rodzice zmienili mi imię na Sławosz bym był sławny i mężny - snuł opowieść. - To tu, wysiadam - wskazał na kopuły studia w Alwerni tworzącego wirtualną rzeczywistość. - Poleciałeś w kosmos cwaniaczku! - uśmiechnąłem się. - Tja! Tylko wyrzuciłem drugą część nazwiska by zmniejszyć balast - mrugnął okiem. Roześmialiśmy się.
Podjechałem pod browar w Tenczynku. Trwała dyskoteka. Siedziałem przy barze, sączyłem różowego bezalkoholowego drinka. Podeszły do mnie trzy dziewczyny. - Kowalska - rzuciła brunetka. - Nowak - rzuciła blondynka. - Wiśniewska - rzuciła skośnooka, uśmiechając się szelmowsko. - Pani też zrzuciła część nazwiska by mieć mniejszy balast? - Spotkał Pan ... - zatkało ją. - Tak! - odpowiedziałem spokojnie. - A więc to mistyfikacja? - pytałem. - To bardziej skomplikowane - rzuciła szeptem. Odeszły tańczyć. Pod srebrna kulą brzmiały aksamitne nuty utworów Sanah. Lasery zielenią omiatały ściany.
wesprzyj mnie: https://buycoffee.to/euroobserver
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz